Recenzje redakcji TOMB RAIDER PL


Nie będę ukrywał, że po Angel of Darkness straciłem sporo zapału do Tomb Raidera. Na tym etapie coś z tą serią było zdecydowanie nie tak i choć zdania wśród graczy mogą być podzielone, najwyraźniej Eidos także doszedł do takiego wniosku. Decyzja o odebraniu Lary Core Design przez jednych została przyjęta ze zrozumieniem, przez innych z poczuciem niesprawiedliwości. Recenzja jest jednak środkiem wyrażania swojej subiektywnej opinii, więc skupię się na jej przedstawieniu, a chętnych do polemiki zapraszam do opisania własnych przemyśleń (opcja dodawania własnych recenzji znajduje się na stronie).

Gdy 10 lat temu pierwszy Tomb Raider trafił na rynek, momentalnie zakochałem się w tym tytule. Do tego stopnia, że wydany rok później sequel był jedną z najbardziej oczekiwanych w moim życiu gier. W praktyce cała pierwsza trylogia była dla mnie przejawem jakiegoś niepojętego geniuszu jej autorów. Pierwsze oznaki zachwiania tego idyllicznego stanu pojawiły się w Tomb Raider IV (choć nadal tytuł był bardzo solidny), a późniejsze Chronicles i Angel of Darkness to już równia pochyła - mniejsza z tym jak głęboko nachylona. Gdy jakiś czas po TAOD rzuciłem w kąt granie w Tomb Raidera, w zasadzie nie stawiałem żadnych konkretnych oczekiwań wobec siódmej części. Crystal Dynamics był wielką zagadką dla wszystkich fanów serii, zarówno tych mniej jak i bardziej oddanych. Pierwsze zapowiedzi, screeny i filmy prezentowały się conajmniej dobrze, ale uczony doświadczeniem Anioła Ciemności (wszakże miała to być gra iście rewolucyjna!) spoglądałem na to bez większych emocji. Lepiej było czekać spokojnie na chwilę prawdy, która nadejść miała w 2006 roku. Czas biegnie nieubłaganie i chwila nadeszła. Muszę przyznać, że w momencie gdy instalowałem Legendę, pomimo całego wcześniejszego lekceważącego stosunku ("a będzie co będzie") wkradło się we mnie lekkie, nazwijmy to, podekscytowanie. Nie ma co się na siłę oszukiwać. Jakkolwiek by wcześniej człowiek starał się zapomnieć o tej serii, to przecież nadal jest ten Tomb Raider, któremu poświęciło się wiele godzin swojego życia. Osiem lat tworzenia strony, dziesiątki wspomnień, masa poznanych ludzi. Tego nie da się tak po prostu wyrzucić do kosza. W tym momencie ponownie zaczęło mi zależeć. Zależeć na tym, żeby gra w którš za chwilę zagram, okazała się tym "czymś". Trudno nawet opisać czym - po prosty tym, czym była kiedyś. Kilka słów na temat efektów tej konfrontacji możecie przeczytać poniżej.

Chciałbym zacząć w sposób mało konwencjonalny, albowiem od przedstawienia wady tej gry. Legend jest krótka, bardzo krótka. Na nową przygodę Lary rzuciłem się niczym głodny wilk (a jak już wspomniałem wcześniej, głód ten nie narastał miesiącami, a wdarł się we mnie agresywnie w ciągu kilku minut od rozpoczęcia instalacji) i ... jeszcze tego samego dnia ją skończyłem. W przeróżne gry grywam całkiem sporo i za zdecydowanie zbyt krótkie uznaję te, w których końcowe napisy oglądamy po 2-3 dniach dosyć intensywnej zabawy. Jak więc nazwać produkt, który padł po jednym dniu i niecałych 6 godzinach (sic!) czasu gry podanych w statystykach? To niewątpliwie poważna wada choćby w zestawieniu ze wszystkimi dotychczasowymi częściami tej serii. Nie bez powodu jednak wspomniałem o niej już na początku. Niektórzy bowiem pamiętają, że Angel of Darkness był odbierany różnie, ale nie można mu było odmówić dosyć rozsądnie wyznaczonej długości. Nikt, absolutnie nikt (poza wyczynowymi graczami trudniącymi się tzw. speed runami) nie byłby w stanie ukończyć TAOD w jeden dzień. Podobnie zresztą jak np. Tomb Raider IV, ale to w tym momencie mniej istotne. Co natomiast się liczy to fakt, że pomimo tych dysproporcji, Tomb Raider Legend jest grą ZDECYDOWANIE lepszą od Angel of Darkness. Napisałem to - trudno bowiem było dłużej tę myśl ukrywać.

Ci, którzy grali w Tomb Raidera w latach 1996-1998 pamiętają zapewne jak ważnym elementem tej serii była grafika. Coś, o czym w późniejszych latach zapomnianio. Oczywiście była wspaniała atmosfera, klimatyczna muzyka czy oryginalna jak na tamte czasy bohaterka. Ale liczyło się też to, jak ta gra wygląda. Gdy pierwszy Tomb Raider trafiał na rynek, jego silnik graficzny był na skalę światową w absolutnej czołówce wśród analogicznych rozwiązań. Gracze, jak to sie popularnie mówiło, zbierali szczęki z podłogi podczas odkrywania kolejnych lokacji. I nawet największy zwolennik tezy "liczy się tylko grywalność" nie zaprzeczy, że Tomb Raider nie zyskałby nigdy porównywalnej sławy, gdyby nie forma, w jakiej był prezentowany. Z czasem powielana i nieznacznie tylko usprawniana technologia traciła swoją wyjątkowość, aż wreszcie w momencie wydania Chronicles stała się po prostu anachroniczna. Jednym z głównych zadań Angel of Darkness było przywrócenie serii jej dystyngowanego wyglądu. Efekty były średnie. TAOD spełniał co prawda wymagania swoich czasów i z całą pewnością grą brzydką nie był (było też nieco naprawdę ładnych i dopracownych lokacji), ale trudno było powiedzieć, że był czymś wyjątkowym. A Legenda? Legenda jest PRZEPIĘKNA (oj, już drugi raz używam wielkich liter). Rozwiązanie zaproponowane przez Crystal Dynamics nie jest może tak technologicznie zaawansowane jak choćby silnik-kombajn z id Software, na którym pracuje Doom III czy Quake IV. Ale liczy się sposób, w jaki daną technologię się wykorzystuje, a Legenda robi ze swojego engine'u użytek po prostu doskonały. Choć gra jest krótka, to jednak lokacje zostały dopracowane z naprawdę dużą dbałością o szczegóły. Szczególnie imponująco przedstawiają się panoramy, a tych Legenda nam nie szczędzi. Choć Lara spędza też wiele czasu w ciemnych grobowcach, duża liczba szczegółów oraz klimatyczny system oświetlenia sprawiają, że na ekran przez cały czas patrzy się przyjemnością. Naprawdę pod tym względem Crystal Dynamics bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Niestety jest to okupione kosztem dosyć sporych (choć nie horrendalnych) wymagań sprzętowych. Nie trzeba jednak uruchamiać gry we wszystkich detalach na maksimum, aby cieszyć się niecodziennymi widokami. Niektórych może kusić tryb nextgen, ale wymaga on naprawdę potężnych maszyn (na dzień dzisiejszy będących w segmencie z najwyższej półki). Lecz także i bez tego trybu Legenda prezentuje się wyśmienicie i o ile spełnimy kryterium zalecanej konfiguracji, będziemy cieszyć się jedną z lepiej wyglądających gier dostępnych w tej chwili na rynku. TRL wygląda wspaniale także na konsolach Xbox360 oraz Xbox. Na Playstation2 nieco rzucają się w oczy obniżona rozdzielczość i cięcia w zakresie niektórych efektów graficznych, ale posiadacze tych konsol powinni także być usatysfakcjonowani, gdyż zdają sobie zapewne sprawę z możliwości tych dosyć leciwych już maszyn. Większość mocy obliczeniowej poszła w przedstawienia świata gry. Cierpią na tym nieco niektóre "żywe" obiekty. Przeciwnicy czy kilka postaci drugoplanowych są jakby nieco zbyt kanciaści. Wynagradza to jednak sama Lara (a przecież to na nią patrzymy przez większość czasu gry), w którą włożono dużo wieloboków i postarano się o liczne detale i efektowną animację. To właśnie Lara oraz lokacje, w których przebywa, to główni bohaterowie świata przedstawionego w Legendzie. Tak czy inaczej za wygląd tej grze należy się zdecydowania przysłowiowa piątka z plusem.

Nie inaczej jest z muzyką. Pierwsze Tomb Raidery cechowały soundtracki złożone tak naprawdę z kilku krótkich utworów, jednak doskonale wpasowujących się w klimaty gry. Potem były czasy pewnego znienawidzonego przeze mnie rudego pana, który w TR4-TR6 zapowiadał nowe podejście, a wsławił się jedynie nieudolnym remixowaniem sampli swojego poprzednika oraz dosyć nijakim OST do TAOD. Nowe podejście mamy tak naprawdę dopiero w Legendzie. Muzyka odeszła od dźwięków charakterystycznych dla gier i skierowała się w stronę bardziej filmowych klimatów. Jest to zresztą tendencja obserwowana od kilku lat w branży gier. Gust muzyczny to wyłącznie kwestia osobnicza, jednak moim zdaniem OST Legendy doskonale oddaje klimat Tomb Raidera. Tak samo jak swego czasu kochałem tych kilka prostych utworów Nathana McRee, tak teraz znowu z niecierpliwością czekałem na moment, w którym "włączy się wreszcie muzyczka". Naprawdę jestem prawdziwie uradowany faktem, że wreszcie znowu pojawił się ktoś, kto rozumie "na czym polega ta seria" i potrafił oddać to w swoich kompozycjach. Najwięksi geniusze muzyki filmowej, tacy jak John Williams czy Hans Zimmer, cenieni są właśnie za to, że potrafią stworzyć symbiozę między obrazem i dźwiękiem. I właśnie ten efekt, choć skromnymi środkami (niewielka ilość utworów), udało się osiągnąć w Legendzie. Można rzec - kolejna piątka z plusem.

Sporo kontrowersji wzbudza na naszym forum sterowanie Larą. Prawdę mówiąc nie wiem dlaczego. System kontroli Lary uważam za naprawdę intuicyjny i przemyślany. Jest on co prawda stworzony głównie z myślą o konsolowych padach (naprawdę bardzo wygodnie gra się nimi w Legendę), ale jest to idea przyświecająca większości dzisiejszych gier akcji. Rozmieszczenie kontrolek na klawiaturze może wydawać się dla weteranów Tomb Raider nieco kłopotliwe, ale po chwili ogrania problemy powinny zniknąć. Akurat fizyka świata czy system sterowania nie były nigdy jakimś szczególnie znączącym i świętym składnikiem któregokolwiek ze starych Tomb Raiderów, więc unowocześnienie tych elementów uważam za bardzo dobre posunięcie. Fizyka zresztą tak naprawdę nigdy w przygodach Lary nie była obecna i pojawia się przy okazji Legend po raz pierwszy. Nie jest to tak zaawansowany model jaki znamy choćby z drugiego Half-Life'a, ale jest w pełni satysfakcjonujący. Także animacja obiektów, a w szczególności Lary, jest wykonana bardzo poprawnie. Bohaterka nie jest już tak sztywna jak kiedyś. Teraz jej gibkość naprawdę widać w każdym ruchu. Niektórzy krytykowali ten fakt komentując, że Lara zamienia się małpkę albo naśladuje za bardzo Księcia Persji. Ale cóż w tym złego? Przecież wystarczy zwrócić uwagę na fakt, że na Larę patrzy się teraz ze zdecydowanie większą przyjemnością?

Najważniejsza prawda jednak dopiero przed nami. Czy w tej grze czuć ducha Tomb Raidera? Eidos reklamował Legendę niesłychanie chwytliwym dla fanów hasłem "powrotu do korzeni". W jakim stopniu im się to udało i co to dla gracza oznacza? Nie ukrywam, że mam pewne kłopoty z napisaniem tego akapitu. Pewne rzeczy ciężko ubrać w słowa, wie o tym każdy kto próbował pisać kiedyś list miłosny albo choćby notkę o swojej ulubionej książce czy filmie. W takich momentach miewa się często ochotę skreślić wszystko grubą kreską i zostawić po prostu zdanie "jest NAJ, bo jest NAJ". Ja wiem jedno. Tomb Raider Legend miał kilka momentów, które wzbudziły we mnie odczucia jakich nie pamiętałem mniej więcej od czasu Tomb Raider III. Prawie osiem lat, osiem długich lat! To się rozumie samo przez siebię. Crystal Dynamics niezależnie od tego jakie błędy popełnił, swój zasadniczy cel osiągnął. To jest gra, o której mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć - to JEST Tomb Raider. I być z tego faktu dumnym, a nie chować się po kątach jak to bywało w czasach TAOD. Nie chcę za bardzo spoilerować lokacji, ale były takie chwile, gdy przystawałem i wygłaszałem jakiś bliżej nieartykułowany dźwięk w rodzaju "o jaaa...". Ot taka chociażby Ghana - przecież to jest reminiscencja dżungli z trzeciego Tomb Raidera! Albo Nepal - jak Boga kocham - deja vu Tybetu z TR2! I to w dodatku w wielkim stylu. Można powiedzieć, że Himalaje jeszcze nigdy nie były tak piękne i tak "Tomb Raiderowe". Tokio to wariacja Londynu itd. itp. Doprawdy niemal na każdym kroku czułem się jak "na starych śmieciach" i to w jak najbardziej pozytywnym tego określenia znaczeniu. Fabuła nie jest może najwyższych lotów, ale powiedzmy sobie szczerze. Ten element nigdy nie był jakimś kluczowym elementów dla serii. Scion, sztylet Xian czy kawałki meteoru były przecież tylko prostymi bajeczkami, które popychały naprzód wydarzenia. W TR chodziło o coś innego. O klimat eksploracji, odkrywania nieznanego i zarazem podziwiania jego piękna. W tym właśnie elemencie przeszkadzał mi jedynie gadający co chwila do słuchawki Zip. Jego rady są pomocne, ale ten zapożyczony z filmów TR motyw wydaje się być jedynym elementem zaburzającym nieco ogólne wrażenia. Gdyby Lara ruszała przed siebie sama i zdana wyłącznie na siebie, byłoba to absolutna apoteoza klimatu starego Tomb Raidera. Jestem jednak skłonny przymknąć oko na Zipa, bowiem jego obecność w eterze jest dla Lary pretekstem do prowadzonych co jakiś czas krótkich lecz zabawnych dialogów. Nie zmienia to jednak faktu, że wesołego pomagiera panny Croft pogoniłbym długim kijem i liczył na to, że nie wróci. Bryce był dobry w filmach, jego kopia z Legendy po prostu tu nie pasuje. Nawet jednak jego obecność nie przekreśla ostatecznego werdyktu. Tomb Raider Legend to jest TEN Tomb Raider, którego nie widziałem już od tak wielu lat i którego teraz z wielką radością witam ponownie na swoim komputerze.

Jak już wspomniałem na wstępie, Crystal Dynamics był zagadką. Z olbrzymią satysfkacją mogę zatem stwierdzić, że im się udało. Nie jest to wyłącznie moje zdanie, ale także suma głosów wielu recenzentów mediów poświęconych grom. Kilka lat temu liczyłem kolejne 5 czy 6 (w 10-punktowej skali), które zbierał na swoje konto TAOD. Teraz oceny sięgają górnych pułapów, po raz pierwszy tak wysokich od czasu Tomb Raider IV, a więc jeszcze gry z ubiegłego stulecia. Jestem z tego powodu niezmiernie uradowany, bowiem rodzi to dalsze perspektywy dla serii. Kolejna wpadka mogłaby oznaczać, że w Eidos ktoś doszedłby do wniosku, że Lara już się wypaliła. Tymczasem zdolni ludzie z Crystal Dynamics pokazali, że tak nie jest. Od tej chwili będę szczerze wspierał tę firmę przy ewentualnych planach napisania ósmej części. Legendą zasłużyli sobie na kredyt zaufania. Mam nadzieję, że z czasem nie roztrwonią go tak, jak uczynił to już Core Design (ale może dosyć już znęcania się na tym niepomiernie przecież zasłużonym dla nas developerze). Na samym początku wspomniałem o wadzie jaką jest długość rozgrywki. Prawdę mówiąc również dlatego, że ta gra nie ma innych poważnych wad. Są oczywiście pewne mało sprzyjające elementy jak gadatliwy Zip czy drobne bugi graficzne (ale w porównaniu z TAOD, Legend to profesorski przykład programowania), lecz to tylko mało znaczące wtręty. Są co prawda pewne elementy, które wydłużą fanom czas zabawy. Choćby powrót Croft Mansion czy możliwość odblokowania naprawdę licznych dodatków (w tym kilkadziesiąt strojów dla Lary). Nie zmienia to jednak faktu, że Legenda powinna być dłuższa. Jedyne gorzkie zdanie, jakie nasunęło mi się po ukończeniu scenariusza, to proste "dlaczego już koniec?". Chciałem więcej. I nic dziwnego, bo wreszcie któs zaproponował Tomb Raider w formule, która naprawdę przypadła mi do gustu. Gdyby Legenda była mniej więcej 3 razy dłuższa i gdyby wysłano Zipa na urlop, naprawdę wahałbym się, czy nie postawić tej grze 10, choćby z małym minusikiem. Byłaby to oczywiście ocena naznaczona piętnym stronniczości (halo, pisze to człowiek od ośmiu lat siedzący nad stroną o TR!), ale niech sam za siebie mówi fakt, że po Chronicles i Angel of Darkness słałem na tę serię niecenzuralne bluzgi, a teraz znowu nabrałem wiary. W swoim systemie oceniania gier od jakiegoś czasu stosuję system procentowy i po dosyć głębokim namyśle wystawiam Tomb Raider Legend notę 91%. To jest wskaźnik naprawdę WYSOKI (znowu użycie wielkich liter). Jakkolwiek jako weteran tej serii mam prawo żądać więcej (i będę tego żądał oczekując na następna część), to w tej chwili dla mnie najważniejszy jest fakt, że mogę postawić prosty, acz wiele mówiący wniosek. Tomb Raider Legend to JEST POWRÓT DO KORZENI (oto i czwarte, ostatnie zarazem użycie wielkich liter).

Recenzował: Awe
Ocena końcowa: 91%
PLUSY: Grafika, sterowanie Larą, cząstka starego Tomb Raidera
MINUSY: Długość zabawy, wysokie wymagania sprzętowe (wersja PC)



Gdyby ktokolwiek powiedział mi przed premierą, że będę do tej gry często wracać, prawdopodobnie zostałby z miejsca wyśmiany. Po różnego rodzaju screenach, filmikach, nawet po samym demie - moje nastawienie było wciąż ciut poniżej neutralnego. Owszem, podobała mi się oprawa graficzna czy nowy wygląd Lary, jednak coś mi mówiło, że będzie to gra na jeden raz, którą zaraz potem odłożę na półkę. Na takie myślenie znaczący wpływ miały dwie gry: Prince of Persia, na którym nowy Tomb Raider miał być wzorowany oraz Angel of Darkness, który zraził mnie do tego stopnia, że nigdy go nie skończyłam. Co więcej, przekreśliłam kolejne ewentualne kontynuacje, a wręcz zaczęłam żałować, że nie zakończono serii na Kronikach. Do Księcia nie mam żadnych zarzutów: piękna grafika, dobra akcja, wciągająca fabuła, ciekawe postacie, minusów wręcz żadnych, a jednak mimo tego po ukończeniu odłożyłam go na półkę i nigdy więcej nie sięgnęłam ponownie. Dlaczego o tym wspominam ? Każdą z pierwszych części TR kończyłam przynajmniej po pięć, sześć i więcej razy, a gdy na rynku ukazał się Room Editor grałam w poziomy tworzone przez fanów i to nawet w czasach, gdy na rynku było wiele gier daleko lepszych wizualnie. Moim zdaniem to właśnie gracze najlepiej znali serię i potrafili podtrzymać klimat oryginalnych części. Niemniej podobnie jak wielu, także ja czekałam na nowego Tomb Raidera tworzonego na miarę gier nowej generacji - z nową grafiką, nowymi animacjami i filmikami. Tęsknota była duża, oczekiwania również, przez co zawód okazał się jeszcze większy. Po Angel of Darkness straciłam wiarę, że ktoś jest jeszcze w stanie stworzyć grę, która zadowoli stare pokolenie znające Larę od samego początku. Taki pogląd mógł mi co prawda pomóc odebrać nową część nieco bardziej pozytywnie, jednak to co dostałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Nie twierdzę, że popadłam w zachwyt już na samym początku. Przez pierwszy level przebrnęłam dość opornie, ponad połowę znałam już z dema (które na dłuższą metę średnio mnie zachwyciło), a do tego doszło jeszcze początkowo oporne (na pececie) sterowanie. Dopiero, gdy przemogłam się do myszki i przekonałam się, że służy ona nie tylko do podziwiana widoków i nie da się jej zastąpić laptopowym touch padem, a akcja przeniosła się na nowy obszar, zaczęłam doceniać to co dostałam. Pierwsze co zwróciło moją uwagę i zaczęło przekonywać, że może coś z tego będzie to fakt, iż nastąpiła dość ciekawa zmiana w serii. O ile w poprzednich częściach uwielbiałam przeszukiwać zakamarki każdego pomieszczenia, o tyle tutaj korciło mnie by brnąć przed siebie do tego stopnia, że pomijałam wszystkie bonusy z góry zakładając zebranie ich podczas kolejnego przechodzenia. Podobnie jak chyba wszyscy, mam ogromne pretensje odnośnie do długości całej gry, natomiast absolutnie żadnych co do tempa rozgrywki oraz długości poszczególnych leveli. Wydawało mi się, że Tomb Raider nastawiony na akcję, a nie zagadki, zniszczy klimat. Tymczasem tutaj "Crystalsom" świetnie udało się połączyć jedno z drugim. Otoczenie zmienia się przez cały czas, zniknęła pewna stabilność znana z poprzedniej części. Gdy w Tomb Raider 3 wsiadałam do kajaka wiedziałam, że przez jakiś czas będę go używać. Wsiadając w The Last Revalation do jeepa miałam pewność, że nie wysiądę z niego do następnego przeładowania levelu. Tymczasem tutaj jak wsiadłam w Tokio na motor, tak po przejechaniu czterdziestu metrów już go nie było. Szok, chce więcej! Dodatkowy plus należy się za brak pójścia na łatwiznę - już nie włącza się wstawka filmowa w której Lara efektownie radzi sobie z zagrożeniem. Tym razem sama musiałam wybrnąć z sytuacji. A wystarczy chwila zagapienia czy dezorientacji i load game.

Słowo odnośnie pojazdów. Zapewne każdy kto grał, pamięta sławny filmik sprzed lokacji w kopalniach Natli - ucieczkę na motorze. Zawsze żałowałam, że to tylko pokazówka. Dlatego gdy dowiedziałam się, że ma się on pojawić również w The Last Revelation, nie mogłam się doczekać. Niestety, wolna jazda i przyczepa z boku, nie były tym na co liczyłam. W tej kwestii Legenda całkowicie spełniła moje wcześniejsze oczekiwania. Jazda jest dynamiczna, świetnie wpleciona w całość i pełna pomniejszych smaczków. Choć tego typu zabawa jest mało charakterystyczna dla poprzednich części, to jednak tutaj najbardziej poczułam prawdziwego ducha Tomb Raidera.

Od razu dodam, że dodatkowym czynnikiem doprawiającym całość, jest świetnie dopasowana muzyka. Tutaj również miałam obawy czy aby "Crystalsi" nie powrócą do rozwiązań znanych z AOD. Na szczęście autorzy nie tylko wybrnęli, a wręcz przeszli moje oczekiwania. Jedynie szkoda, że kawałków zapadających w ucho z charakterystyczną linią melodyjną jest tak mało, ale nawet te, które mają za zadanie być tylko tłem, spełniają swoją role znakomicie. Do grafiki również się nie przyczepię. Otoczenie jest bardzo realistyczne, a Lara wygląda po prostu pięknie. Jedyne pretensje w sprawie ewentualnych braków, mogę zgłaszać pod adres mojego sprzętu. W momencie kiedy włączyłam opcję Next Generation, nie chciałam już powracać do wcześniejszych ustawień. Niestety lagi nie pozwalałyby mi cieszyć się akcją. Pozostaje tylko liczyć, że w przyszłości jak będę wymieniać sprzęt na lepszy, będę mogła zagrać na najwyższych ustawieniach. Jednak i bez tego jest naprawdę bardzo, bardzo dobrze.

Jednym z najczęstszych haseł podawanych w okresie promocji, był sławny "powrót do korzeni". Zastanawiam się czy nie został on wzięty nieco zbyt dosłownie. Praktycznie w każdym levelu można znaleźć odwołanie do jakiegoś istniejącego w poprzednich częściach: początek Kazachstanu - Rosja (TR5), posąg Buddy w Nepalu - Tybet (TR2), początek Tokio - opening z Rzymu (TR5), Croft Manor - nawiązanie do Lara's Home (!!!) itd. Jest tego oczywiście o wiele więcej, jednak czy to źle ? Absolutnie nie! Legenda odnosi się do dawnych lokacji, przywodzi wspomnienia, ale pod żadnym pozorem nie ściąga, nie kopiuje, a jedynie rzuca na wszystko zupełnie nowe światło. Taka forma jak najbardziej mi odpowiada. Przez jakieś 70% gry czułam, że to jest to, co zawsze znałam i lubiłam - podane w nowej formie. Nie żaden odgrzewany kotlet, ale nowa gra stworzona przez ludzi, którzy wiedzą co sobie ceniłam w poprzednich częściach i czego nie chciałabym żeby zabrakło. Możliwe, że grając narzekałam na pewne elementy, może czasem Lara lewitowała dziesięć centymetrów nad ziemią lub pojawił się jakiś inny dziwny bug, jednak zawsze po zakończeniu danego etapu czułam czystą satysfakcje i nierzadko zachwyt. Właśnie takiego efektu spodziewam się po dobrych grach. Nie muszą być idealne, ale mają pozostawiać pozytywne wrażenie i pod tym względem (ale nie tylko) Legenda spełniła wszelkie moje oczekiwania.

Recenzowała: SKY
Ocena końcowa: 89%
PLUSY: Jazda na motorze, interaktywne scenki, rozbudowana posiadłość Lary
MINUSY: Długość gry, brak możliwości zapisu stanu gry w dowolnym momencie



Fabuła przygód Lary oraz powiązania ze światem realnym. Dowiedz się więcej...

Nowa Lara Croft to po "mrocznej" Larze z TAOD powrót do korzeni serii. Poznaj lepiej bohaterkę TRL.
Przeczytaj nasz opis Lary

Jeżeli nie radzisz sobie z przechodzeniem gry, zobacz na początku naszą solucję oraz poradniki. Jeśli ta strona nie rozwiązuje twojego problemu, napisz do naszego helpline.
Copyright (c) www.traider.org.pl TOMB RAIDER PL