Domowe obowiązki Lary Croft - czyli dzień jak codzień. A co się wydażyło następnego dnia Wieczorem?
Część 5


Zdziwiona byłam tylko że chciało im się targać to wszystko na górę. Zabawa rozkręciła się na całego, nawet Marek po naszej rozmowie nagle nabrał jakiegoś wigoru? Cała chałupa podskakiwała, tak dawaliśmy czadu, tylko dziewczyny jakoś nie miały humoru? poobrażały się na chłopaków? - Czy co? Szeptały coś na boku z cicha popijając. Domyślam się że przyczyną nieporozumień z naszymi panami był alkochol, chłopcy za dużo popijali a za mało brali udział w zabawie. Ale i tak czasami bywa. Część toważystwa gdzieś się porozłaziła? A ja powoli zaczynałam być tym zmęczona. Myśli moje błądziły gdzieś z dala od tego wszystkiego. Zapragnęłam nagle samotności i spokoju. (Chyba się nie nadaję do takich imprez)...


 

Postanowiłam wyjść na balkon żeby w samotności zaczerpnąć świeżego powietrza, (był piękny ciepły wieczór). Nagle zapragnęłam - żeby oni wszyscy sobie już poszli. W myślach już pisałam trasę nowych przygód. O rany! Tak jak bym tam była! - Aż tu nagle? (Coś brutalnie przerwało mój marzycielski tok myślenia).......


 

Nie wiadomo z kąd pojawił się pijany Wojtek postanawiając bliżej zapoznać się z moją osobą. Tego było już za wiele!!! Wytrącona nagle z rozmyślań, którymi byłam tak daleko. (Wycedziłam przez zęby). - WONT! CHAMIE! Z TYMI ŁAPAMI BO MOŻE SIĘ TO DLA CIEBIE ŹLE SKOŃCZYĆ!!! - W myślach zastanawiałam się, jak sięgnąć mojego "shotgun'a" - nie było to wcale łatwe, Wojtek był kawał chłopa i tak przygwoździł mnie do barjerki że nie miałam za wiele ruchu. Nagle zza pleców Wojtka zobaczyłam mojego Marka. Tylko dlaczego ta sierota stał i nic nie robił? Przecież każdy z was na jego miejscu stanął by w mojej obronie. Nauczona doświadczeniem z poprzednich wypraw doszłam do wniosku, że niema jak to liczyć na siebie. Szybkim wężowym ruchem wywinęłam się z objęć Wojtka i wpadłam do sypialni po drodze sięgając "shotgun'a" . (Reszta wypadków potoczyła się automatycznie)...


 

Wojtek wpadając za mną nadział się na trzy solidne porcje ołowiu. (Taki los spotka każdego łapserdaka który nie będzie trzymał rąk przy sobie). Teraz dopiero zauważyłam że wszyscy gdzieś się wynieśli, tylko Marek z głupkowatą miną próbował mi coś tłumaczyć wciskając jakiś pomięty wiecheć kwiatów. Jakoś nie mogło to do mnie wszystko dotrzeć. Zastanawiałam się, jak taka żecz mogła przytrafić się - i to u mnie w domu? Trzeba przetransportować zwłoki Wojtka do zbrojowni przecież nie będę spała z trupem w sypialni? a jutro coś się z tym zrobi...


 

Jakoś się to udało, chociaż nie do końca. Nawalony Marek w dalszym ciągu z uporem maniaka próbował mnie przepraszać, ze coś nie mógł, że coś niewiedział. Ja poprostu zaczynałam mieć tego wszystkiego serdecznie dosyć! Odrzucając kwiaty na podłoge przeładowałam "shotgun'a" - ODSUNIESZ SIĘ!!! Czy chcesz podzielić los swojego walniętego kumpla? - (wyszeptałam przez zaciśnięte zęby). Chyba zrozumiał. Postanowiłam zejść na dół, na dziedziniec, tu w domu jakoś nie mogłam połapać rozbieganych myśli. Nerwy napięte miałam jak postronki. Jak postanowiłam tak się stało...


 

Pełnymi płucami wciągnęłam świeże powietrze. Poziom adrenaliny powoli się wyrównywał. Ale sielanka moja nie trwała długo. Nagle pojawił się zadyszany Marek - (Lara chodź szybko na górę!!! Zrobiła się wielka zadyma, chłopaki poprztykali się o panienki i wyszła z tego wielka bijatyka i strzelanina. Chodź chyba nie skończy się na małym sprzątaniu w twojej sypialni) - Nie miałam innego wyjścia, udałam się za Markiem na górę, i co tam zastałam???


 stat4u